wtorek, 29 grudnia 2009

Na całej połaci śnieg

Dwa dni do końca roku, poranek w Kalinowie.....



Na siostry i braci......śnieg.....




Generalnie na wszystko śnieg. Na kota, na dach, na tuje....Zaczarowało nas. Opowieści z Narnii.




To widok z mojej sypialni na kawałek ogrodu.



A to druga połowa widoku.
Witajcie w baśni o Królowej Śniegu!


sobota, 26 grudnia 2009

Święta z dzwoneczkami

Oto nadeszły. Dzyń dzyń.
 Piękna, cicha Wigilia i dzisiejszy, wesoły, rozkolędowany dzionek.
Wpadli goście, przyjaciele, krewni i znajomi królika.
Ale najpierw retrospekcja. Tak chłopaki robiły ciastka, co je dzisiaj zjedliśmy:





A teraz już kilka wspomnień.
Oliwia , Marta i Natalka na skrzypcach ( i ja na akordeonie).
 Najpierw strojenie.



I kolędujemy!Najpierw umawianie: Przybieżeli, Wśród nocnej czy Cicha noc? wszystko! Po kolei, wszystko!



No i teraz gramy.A dziadek próbował chytrze uciec z kadru, ale się nie udało :)



Po śpiewach przyszedł czas na ulubione irlandzkie tańce.
Dziewczyny się produkują, a wesoła publiczność dopinguje.
Mikołaj macha nogami z komina do taktu:



I na koniec wspomnieniowo: Dorota i Albert, zanim odlecieli do Szkocji.



Wspomnienie po śniegu...bo już dzisiaj stopniał zupełnie. A jeszcze 4 dni temu tak było....

środa, 23 grudnia 2009

Jak Mały cierpiał za choinką








Ubraliśmy choinkę.
Mały usiadł błogo na krześle i się zapatrzył na wspólne nasze dzieło.

- Wiesz, mamo jak ja cierpiałem za tą choinką?- zapytał poważnie.

Ba! kto by nie cierpiał.
Sama aż się skręcałam, żeby ubrać w końcu to pachnące cudo,wytarabanić z piwnicy pudło z zeszłorocznymi ozdobami. Stare ale fajne!I kominek ozdobiliśmy.



Jejku, dopiero po wstawieniu zobaczyłam kubek z kawą na kominku. To nie ozdoba, to przypadkowe coś tam.


Z wieści przedświątecznych, to zakupiliśmy już owoce.









My świętujemy nietypowo, tradycję mamy własną,a że rodzina ma tęsknoty wegetariańskie, no to pijemy soki, gotujemy na parze i robimy sałatki.




No ja zamierzam też domek z piernika wyprodukować, dzisiaj zaczynam, etapy uwiecznię. Poza tym mamy uszka, barszczyk i rybę, bardzo lubię rybę w ziołach.
Dzisiaj piekę też chleb, a jutro ciastka:)

Pozdrawiam świątecznie i kuchennie .

niedziela, 13 grudnia 2009

Kalinowe święta.

Dzyń, dzyń...
Coraz bliżej Święta....

W koszach z promocją już wystawiono straszliwie liche chińskie lampki choinkowe i jadowicie zielone girlandy z plastiku, żałośnie udające jedlinę. Obok stosy grających mikołajów o odklejających się brodach, plastikowe bombki malowane przez psychopatę i striptizerki w strojach mikołajek, wyginające się wdzięcznie przy jingle bell, jingle bell...

Dzyń, dzyń.... W ekskluzywnych sklepach , w drogich galeriach, w beżach i szafirach modnych tego roku styliści stylizują choinki dla wymagających klientów. Przepiękne dzwonki z porcelany w cenie emerytury mojej babci moszczą się w aksamitnych pudełkach. Ten ekskluzywny anioł zapewni twemu domowi niepowtarzalny nastrój na wyjątkowy czas świąt. Tu kupisz prezenty designerskie i snobistyczne dla dzieci i bliskich. Ten stroik z prawdziwej wikliny, ozdobiony autentycznym igliwiem z lasu wniesie zapach wigilii i magię świąt do twego domu.

Dzyń dzyń... dzwoni krasnal komercji. Dla masowego człowieka jest masówka made in China, koszmarnie brzydka, nieudolna, tania i licha. Dla wyjątkowych ludzi o wyjątkowych portfelach jest Villeroy and Bosch, Schaffer, marcepany Lindt i zegarki Patek.

Jedni niosą do domu chonki przypominające miotły o plastikowych zielonych wyłysiałych piórkach, drugim styliści stylizuja choinkę przywieziona prosto z gór, bo taka ładniej pachnie.

A my.
Gdzie my?

Tacy średni, tacy, których zęby bolą na widok piszczącego renifera z pcv, ale których nie stać na Villeroya?Tacy, którzy nie lubią oglądać telewizji w święta, nie chcą się dać ogłupić porządkom, reklamom, presji gazet, rodziny, sąsiadek, własnych wyrzutów sumienia?


"Jak Go rozpoznam, gdy Go nie znam?
- Rozbierz swojego boga, mój mały, bo twój bóg nie jest prawdziwym Bogiem, ja również nie mogę uklęknąć przed nim.
Ściągnij z niego jego stroje (...) Zabierz mu jego atrybuty władzy. Wyrwij mu wszystkie kostiumy, w które ustroili go w twoich oczach uczeni, prawnicy i prawodawcy, jak również twoje przesądy, fałszywe wiadomości, twoje wyobrażenia i pragnienia, twoje obawy i podłości.
Rozbierz swojego boga.
I gdy nareszcie opadną jeden po drugim wszystkie królewskie łachmany, którymi przykryłeś prawdziwego Boga, wtedy oczom twego serca ukaże się On i ZOBACZYSZ, że PRAWDZIWY BÓG ma tylko jedną twarz, twarz OBNAŻONEJ MIŁOŚCI, JEZUSA CHRYSTUSA,
OBNAŻONEGO w żłobie (...)"
M. Quist

Musimy rozebrać nasze święta. Zdrapać z nich fałszywe złoto podrabianych ozdób. Żeby zobaczyć Betlejem.
Kto powiedział, że musimy co sezon kupować nowe bombki?Że niemodna jest choinka, ozdobiona przez dziecinne łapki?Łańcuchy, pierniczki, ciasteczka, cukierki na sznurkach. Jeśli nie lubimy sztucznych( jak ja) a żal nam wyrzynanych bezlitośnie z lasu ( bo mnie żal), pozostaje kupno niewielkiej, w doniczce i przesadzenie jej potem do ogrodu. Albo zrezygnować w ogóle, zastąpić ją kilkoma gałęziami jedliny, wikliny, głogu. Uwielbiam, jak dzieci objadają choinkę, jak chudną papierkowe cukierki, jak kołyszą się mini jabłuszka, złocone pędzelkiem orzechy. Nie żal mi, jak się coś stłucze, bo nic nie kosztuje kilkaset złotych.

Kto powiedział, że mamy brać pożyczkę na prezenty? Owszem, dajemy sobie prezenty na pamiątkę Jezusa, najwspanialszego prezentu od Boga, ale Jezus ostatni stałby w kolejce po pożyczkę.
Dajmy swój czas bliskim. Kupmy im coś, czym zajmiemy się wspólnie. Od modeliny po puzzle, od scrabbli po pełną śmiechu czy wzruszenia kasetę z dobrym filmem. MNie otworzyły się oczy na temat prezentów po tym, jak mój syn na drugi dzień wyrzucił w kąt kosztowną zabawkę, oznajmiając, że tak naprawdę wcale jej nie chciał.

Nauczyłam się oczyszczać święta z byle czego. Nie kupować byle czego z byle powodu .Ostatnio przegładzam moje poczucie estetyki . Niewiele mi trzeba.Zapach gałązek z wazonu. Świece. Mnóstwo świec.
Dziecinne głosy z kolędą. Troche ciast, ozrechów, coś pysznego na talerzu z babcinej porcelany.
Książka na prezent dla mnie. Duży chce zestaw ołówków. Średni kamerkę na baterie. mały oznajmił, że nic.Własnie, zupelnie o konkretnie- nic.
Będzie cieplutko, domowo i fajnie.
Ot, kalinowe święta.


Kalina

niedziela, 29 listopada 2009

Kocia choinka


- Mamo, a ja dostanę pieniążki na święta?- zapytał Średniak.
- Pewnie tak....na przykład od babci zawsze dostajesz. A co chcesz za nie kupić?

Sądziłam, że kolejne klocki lego, kolejną grę, ale Średniak mnie zdumiał.
-Choinkę dla kici.- odparł.
- Co?
- No bo co, nasza choinka będzie dla kici za duża, a myslisz, że kotki nie chca mieć świąt?Widziałem w narmecie taką małą, za 20 zł i kupię kici jeszcze wypasione puszki, wiesz?

No to oszołomiona, poradziłam mu jeszcze, żeby powiesił na tej choince dla kici kocie chrupki zamiast bombek.Przyjął to poważnie...

-Myslę, ze pan Bóg sie nie pogniewa, co?- zapytał.
- Też myslę, że nie, On lubi koty....- dziecięca logika zaprowadziła mnie w nieznane rejony teologii.


No, ale mysle, że On je naprawdę lubi. Po co by dawał im takie fajne, pasiaste ogony?

sobota, 21 listopada 2009

Bajka o Królowej Śniegu

Mały zaczał mówić. Po przedszkolnej traumie zamilkł nam, wycofał się lekko w siebie, a teraz siedzi w domu, wesoły jak norka i całymi dniami gada. Zaczął zadawać pytania w stylu Średniego ku mojej wielkiej uciesze.
- A co by było, jakby Mikołaj miał skrzydła?- pyta.
- Szybciej by prezenty roznosił!- odpowiada Średni, żywo zainteresowany tematem. Średniak czeka na choinkę, bo ma obiecaną jakąś tam kamerkę do nagrywania amatorskich filmików. Chce być reżyserem i aktorem, obiecuje nam też film o Kici Feni.

Siedzimy w domu, bo przeziębieni, piekę ciastka, chleb, czytam bajki. Także tę o Królowej Śniegu.



Śniegu nie ma, niestety. 9 stopni ciepła, wiatr porywisty,listopad.
Więc pomarzmy o zimie, Gerdzie i Kaju....

piątek, 20 listopada 2009

Tęsknimy za śniegiem



Z okazji braku śniegu, zapalenia oskrzeli i ogólnonarodowego spleenu zaczęłam rysować.
takiego elfika zmaściłam i zadowolona z niego jestem, bo primo: na obrazku jest snieg, a poza tym to światełko kojarzy mi się z Blaszanym Dzwoneczkiem.

Wierzę we wróżki!

Ba, wierzę w elfy, psoty, dziwożony i swojskie pupiszonki.Nie wspominając o Muminkach!

Bez nich jakże żyć, jak produkować ciasteczka kruche o wyglądzie gwiazd....Taka krucha gwiazda całkiem nieźle zastępuje tę na niebie, jak jej brak. I słodko na sercu...

Z Małym i kocią robilismy dzisiaj ciastka. Mały wałkował i wycinał a kocia patrzyła z nadzieją i przy nadziei. Ciekawe, że najbardziej lubi jajecznicę i mleko. Mięso mniej. Dziwny kot....
jestem w domu do poniedziałku, w rzeczony poniedziałek powlokę się do pracy. I liczę na śnieg, bo jak nie...jak nie, to znowu śniegu narysuję. O.

poniedziałek, 16 listopada 2009

Cudowne kotów rozmnożenie

- Mamusiu, a w piwnicy są dwa koty.- oznajmił Średni dnia pewnego.
- A jakie koty?- rzekłam nieprzytomnie, zajęta wysyłaniem po raz trzeci strony o szkolnych aktualnościach (z października) na serwer wp.Z niewiadomego powodu nie wgrywało mi zdjęć i zaczynałam się irytować lekko.
- Rude.- zadowolony Średniak stanął mi za plecami.- Czy to mamusia naszej kici?Przyszła do niej?
- Pewnie mamusia...- po raz czwarty załadowałam stronę do klienta.- Zaraz...jaka mamusia???

Dopiero mnie poderwało. W piwnicy mieliśmy takie okienko, otwarte lekko dla kociej wygody.
Popędziłam tam, obawiając się....no, obawiając. Słusznie.

Wielkie, rude kocisko przycupnęło sobie obok naszej rudej i gapiło się na mnie niechętnie.
Mamusia. Ha ha.

- Fajnie, co? - Średni promieniał.

Otworzyłam drzwi i jak babcia Weatherwax borsuka, szturchnęłam "mamusię" miotłą.
Prychnęła i zwiała.

To znaczy, prychnął i zwiał.

A teraz ruda jest gruba i puszysta.
A` Średni snuje wizje handlu kociętami na Allegro, po 5 zł za sztukę.

sobota, 7 listopada 2009

Przywołanie kozy i taktyka Średniego

Gramy z chłopakami w Heroes 3.
Gramy w czwórkę, Duży, Średni, ja i Mały i nawet kot na kolanach Małego.
-Czemu ja mam przywołanie kozy?- protestuje Średni.- Ja nie chcę żadnej kozy!
- Boat, nie goat.- pogardliwie prycha Duży- Czytaj porządnie.

Średni ma więc przywołanie łódki, tradycyjnie gra Necropolis, Duży Fortecą gnolli, a ja elfami.

- Moja taktyka jest genialna!- oznajmia nam Średni, chaotycznie wybijając wszystko naokół, wędrując tu i tam i kręcąc się w kółko.
- Taa.- sarkastycznie rzuca Duży- Rzućmy się z urwiska na wrogów, może któregoś trafimy....

Duzy gra profesjonalnie, bezlitośnie, logicznie i celowo. Inwestuje w ulepszone wosjko, gromadzi doświadczenie, wybija wszystko i zajmuje kopalnie. Wszystkie kopalnie. Nasze też.

- Ej, jesteśmy sojusznikami, no co?- protestuje Średni.
- No własnie, sojuszniczo korzystam z twoich kamieni.

Co do mnie, to kupuję elfy, bo je lubię, jednorożce, bo są ładne i pegazy, bo mam do nich sentyment.

Średni znowu atakuje silniejszych i z ponurym zafascynowaniem patrzymy, jak jego chaotyczna taktyka wygląda w praktyce.

- On obchodzi tę skałę mamo,żeby wyskoczyć na wroga znienacka.- puentuje Duży- Na smierć ich wystraszy.Czemu leziesz z boku? Nie widzisz, że masz krótszą drogę?
- Ale ja chcę iść naokoło,żeby mnie nie widzieli.- oznajmia Średni, posyłając swoich kościanych żołnierzy na zgubę.
- Twoje kości armatnie się rozsypały...
- I tak mi ich wrócą, czysty zysk!
- Tak, czysty zysk..straciłeś 28 a zyskałeś 14...

Przetrzebione wosjko Średnigo wlecze się do zamku, gdzie tenże odkrywa kowala.

- Po co mi kowal, co? - pyta Dużego.
- Podkuje ci tę kozę, co ją przywołasz.- z kamienną twarzą docina mu Duży.

Co do mnie, to napotykam ołtarz aniołów, Duży rzuca zachęcająco:
- Atakuj, mama, tam jeden na pewno...

Atakuję.
Było 3 i to ulepszonych.
Z fatalistycznym spokojem dostałam bęcki, wyparował mi bohater, a Duży się śmieje:

- I jak moja taktyka? Eliminacja przez chytrość!



Kot patrzy leniwie, chrupki smakują cudownie, noc za oknem, a wspólne granie na komputerze doprowadza na bólu brzucha ze śmiechu, kiedy Średni pokazując nam dwa rodzaje swoich lichów mówi:
- Ten w mini to Paris Hilton z anoreksją a ten w szlafroku to Michael Jackson.

Jakby nie było, na razie prowadzi Duży.
Doniosę o swoich postępach w najbliższym czasie, mam nadzieję, że wyhoduję entów:)zanim pęknę ze śmiechu.

czwartek, 5 listopada 2009

Powspominajmy lato



Z okazji wyjątkowej chandry i szarugi postanowiłam rozbawić was kolekcją zdjęć z letnich zabaw moich synków.Jak dobrze sobie popatrzycie, to są tam zabawy i kowbojskie i rycerskie, a nawet dżedajskie, ciemna strona mocy się pojawia, no, ogółem było cudnie.

Sami popatrzcie.





sobota, 31 października 2009

Średni i makabreski

Wracamy od mojej mamy a średniowej babci.
- A wiesz, mamo, że u Michała zdechły kotki?
- Nie, nie wiem.- wzdycham.

Liście szeleszczą, po dzisiejszym przymrozku jesiony opadły do ostatka.

- NO i on wziął je i zakopał na trawniku , znaczy pod trawnikiem, za domem.- kontynuuje przejęty Średniak.
- I?
- No i dzisiaj jak byłem u Michała, to Michał powiedział,że trzeba je odkopać.
- Po co??
- Żeby zobaczyc jak wyglądają po kilku dniach.- z niezmącona logika osmiolatka wyjaśnił mi mój bystrzak.
- I jak wyglądały?

Wzrusza ramionami.
- Normalnie. Wsadziliśmy trupki w pudełko, żeby była jakas trumna i znowu zakopalismy.A czemu kotki zdychają, mamo?
- Yyy..nie wiem.- odpowiadam kłamliwie.

Na szczęście Średniak zmienia temat. Mijamy mostek, strumyk,a ciągle daleko.

- Czemu człowiek nie może latać, mamo?- macha chudymi ramionkami na próbę jak wielki nielot.
- Bo za wolno macha, tak? Jakbny machał 100 razy na sekundę, mamo, to by poleciał? A pszczoła macha 100 razy na sekundę, mamo? A czemu skrzydła jej nie odpadają od machania, mamo? A gdyby samoloty machały skrzydłami, zamiast tak jak teraz, to fajnie by było mamo, co?

Parskam śmiechem, ogarnięta wizją machających skrzydłami samolotów.

- A tata powiedział,że kupi mi na gwiazdkę kamerkę do nagrywania filmików, wiesz?
- A jakie to wielkie filmiki może nagrać ośmiolatek?- rzucam sarkastycznie.

Średni patrzy na mnie gniewnie:

- Zobaczysz sama, jak nagram, żeby ci twarz czasem nie opadła!
-Twarz?- baranieję.- Chyba szczęka się mówi?
- No, szczeka tez.- zgadza się polubownie Średni.

Na szczęście, doszliśmy do domu, bo bym padła....

środa, 28 października 2009

Biedny Robin Crusoe!


Zebrałam plon klasówkowy, jak Robinson swoje ziarna i dla waszej uciechy prezentuję. Gwoli ścisłości, cytowane fragmenty stworzyli uczniowie klasy VI.Pisownia oryginalna.



"Robinson miał dobry charakter a wygląd średni . Robinson był wysoki i nie niski.Włosy miał ciemne bląd a jeszcze Robinson był chudy i miał czerwone usta a sylwetke tesz miał chudą"

Ta Wyspa na której Robinson i Piętaszek na tej Wyspie przezyli dużo lat ale oni tesz mieszkali na tej bezludnej wyspie ta Wyspa nie była zbyt asz taka wielka na tej Wyspie był piasek. Później Robinson wyjechał łodzią z Wyspy do swojej zony i dzieci i tak bardzo sie ucieszył gdy ich zobaczył swoją zone i dzieci. a na Wyspie była rzeka i fale znosiły się do góry i tesz były w rzece ryby".

Książka Robinson Kruzoe opowiada o tym że jest ciekawa i że fajnie ją się czyta i ta książka jest o Robinsonie i o Piętaszku, i o innych jeszcze z książki i jeszcze którego Robinson urodził się".

"Wyspa była niewielka, mieszkały na niej tylko zwierzęta i od czasu do czasu przypływali mięsożerni Kanibale."

"Statek uległ wypadkowi i on z załogom pobiegli w szalupach do Londynu".


"Kotwica dosiengła dnia i nagle wzbił sie churagan na morzu".

"Na wyspie nikogo niebyło".

"Wyspa była nie duża ale bylo duzo zywności. Były kozy i ptaki. Znajdowało sie bardzo duzo opału po burzy złamanych drzew."

"Robinson chodował mataty".

"Na wyspie znajdowało się coś do jedzenia. Było tam ognisko. Domek jego letniskowy. Grunt też był".


No i tak..grunt, że Robinson miał tam grunt, co nie? Niechby i mataty b yły, ale bez gruntu kicha:)

czwartek, 22 października 2009

O czym śpiewa chór ziarem kawy?Plus znowu kominek.

O czym śpiewa chór ziaren kawy w głębi swoich świetnych mroków?
Garcia Lorca.Chyba. Albo ktoś podobnie księżycowy.

'Talerze nienawidziły sreber, które z kolei nienawidziły szklanek. Wyśpiewywały do siebie nawzajem okrutne piosenki. Ping. Ding. Dzyń. Te same złośliwości trzy razy dziennie.'

J. Caroll, Kraina Chichów.

Wchodzę dzisiaj i słyszę, jak bulgocze bigos w kociołku Zeptera, jak szumi czajnik-posapywacz.Moje szklanki i talerze śpiewają do siebie wesoło, nie okrutnie.
Koper pachnie na drewnianej desce. Zielona herbata mruga żurawinowym okiem, bo mężowy przeszedł na zdrową żywność i zamiast czarnej, zieloną parzyć sobie każe.
Czemu jednym kawa albo łyżki śpiewają źle i smutno, a innym pogodnie?
Tajemnica, metafizyka.
Ja mogę godzinami skupiać się na cieszeniu się niebieskimi garnuszkami z Bolesławca w śmieszne kropki, czule wycierać brzuch porcelanowej krowie na mleko, albo cebulę zagadywać przy obieraniu.
Jakoś mnie to nastraja dobrze, a kuchnia- jak u Filifionki w listopadzie- to schronienie, azyl i port.
Lubię jak dzieciaki jedzą.
Lubię patrzeć, jak kot pasztet wyżera ( skończyły mi się chrupki, to go pasztetem karmię.
Lubię stos nalesników usmażyć i nucąc pod nosem piosenkę o żurku, żurek robić.

Marcheweczka ciach, ciach, ciach
Pietruszeczka ciach, ciach, ciach
Porek i selerek, trach!
sieeekam
i nastawiam gaz na ful,
rosołeczek bul, bul, bul
a ja siadam jak ten król
czeeekam...

Ha, pięknie jest!
A wieczorem, przy kominku, nocne Polaków rozmowy:)
O kominku jeszcze napiszę, na razie wklejam Ewcię czyli Gilraen Tinuviel oraz troszkę świec jesiennych.

Ten kawaler, to naturalnie, Mały.


środa, 21 października 2009

Bo nie mniał szczego rzyć


To cudowne zdanie napisała mi pewna piątoklasistka,jako odpowiedź na pytanie, dlaczego Dżepetto sprzedał swoje ciuchy.....
O rzyci...tfu, o życiu napisano już całe elaboraty, ale nikt tak zwięźle nie ujął podstawowego problemu egzystencji naszej.
Nie miał!Nie miał szczego!
Odziany w kapelutek ze skórki od chleba przechadza się Pinokio po naszych dniach codziennych jak drewniany wyrzut sumienia.
Pionokio się bawił, przeżywał swoje lepsze lub gorsze przygody, a bidny Dżepetto nie miał szczego rzyć!
A propos rzyci...życia, a raczej jego jakości, mężowy mnie karmi witaminami, w tym żurawiną suszoną, coby chronić strategiczne moje nerkowe okolice.Jakoś nie choruje mimo pluchy. Dzisiaj stosy liści błoto pochłonęło i ulewa ,i naprawdę smętnie wiszą resztki złota i brokatu na klonach koło cerkwi...
A u nas w domu ciepło, pieczemy bułki cebulowo-czosnkowe.
Kocisko wygrubasiło się, rude ma futro i puchate cudnie.
Mały nie chodzi do przedszkola, bo wsadził stópkę w szprychy koła, jak go wiozłam i odrapał sobie okolice pięty, żaden but nie idzie wsadzić, nawet przy skarpecie jęczy. No to siedzi w domu i chodzi w skarpetach.
Średniego nauczycielka zapisała na dodatkowe lekcje matematyki, bo odkryła w nim talent matematyczny. Utalentowane moje dziecko protestuje, bo to skandal, mniej utalentowani mają wolne, a on po lekcjach zostaje....
- Nie chcę mieć zdolności!- jęczy .
Duży podśmiewa się z niego.
I tak rzyciowo-kotowo-zdolnościowo pozdrawiam wszystkich.
Niech nam się bogaci!
Cobyśmy mieli z czego żyć!

poniedziałek, 12 października 2009

Janioły jesienne.


Polistopadowało się w październiku.
Funkie mają liście zółte jak słoneczniki Van Gogha,dzikie wino okrwawione szkarłatem, a warzywniak smętny jak pop po pogrzebie.
Wszystko mokre, oślizgłe, czarniawe pod spodem, sparszywiałe leciutko, ale dziwnie łapie za serce ta nutka melancholii.Mały wędrował dzisiaj ze mną z przedszkola na piechotę i co kilka sekund podnosił liść i demonstrował mi, że inny niż poprzedni.bardzo, stanowczo inny.

- Ten?
- Rudy.
- Ten?
- Ten nie rudy, czarno-zgniło- zółty.
- Mamoo..a cemu nie ma niebieskich liściów?

No właśnie, przyrodo, czemu nie ma niebieskich liściów? Niesprawiedliwość.
Nad strumieniem patrzyliśmy, jak trzmielina się kołysze, różowa jak butki Paris Hilton.
Mam 4 kolory zlocieni w ogródku i zrobiłam sobie złocieniowy bukiet.
Poza tym piekę bułeczki czosnkowe.
Duży powiedział mi, że ktoś mu powiedział, że taka jedna powiedziała, że się w nim kocha.
Ło matko.
Średni gra rolę Jacka w pzredstawieniu na Dzień Nauczyciela i główne zdanie owej roli brzmi: jesień jest do chrzanu!
Moje dziecię łazi więc po domu i śpiewa: jesien jest do chrzaaaanu! Jesień jeeest do chrzaaanuuuu!
Bardzo lubimy chrzan, to się nie obrażamy.
Lubimy też jesień, nawet taka mokrą oślizgłą wersję.
Słucham Autumn leaves i maluję janioły jesienne.
Jak namaluję, to wam pokażę:)

sobota, 10 października 2009

Chudzina


Mamy 3 kota. A, nie mówiłam wam? Bo mieliśmy jednego. Porzadną, rudą Fenię, którą mąż zgrabnie zgarnął z ulicy, jak jechał samochodem. Uznał, że kot idący po ulicy jest zjawiskiem dziwnym, kota zwabił, otwierając drzwiczki, ruszając jakims sznurkiem, a potem go hyc, porwał, czyli kot-naping zrobił.Na moje nieśmiałe przypuszczenia, że ów kot szedł do domu może, do kochającej rodziny, mąż mój własny ramionyma wzruszył. A my co, nie kochający? Też kochający.
I Fenia została.

Zawieziona do weterynarza, odrobaczona,nakarmiona,okazała się kotką odpowiednio proporcjonalnie wredną i milusią do zakochania, tak jak kot powinien być.
Potem któregoś ranka pojawił się Zbój.

Kocisko pokiereszowane, z płatem wyrwanej sierści,zaanektował nasz drewniany taras i jak to konkretny facet, siadł i już się nie ruszył.Wybrał nas totalnie, nic nie mieliśmy do gadania.
Z Fenią stworzyli podwórkowy duet- ona psoci, on filozoficznie patrzy. Apetyt ma konkretny, całymi dniami łapie myszy, a popołudniem wraca, siada na tarasie i patrzy na drzwi. Znaczy, daje do zrozumienia, że chce chrupek.

A wczoraj Średni z tajemniczą miną z kolegą Kamilem coś tam nosili, chowali, latał do drewutni po jakąś skrzynkę, potem próbował zabrać kapę na fotel, potem wynosił mleko....Zażądałam wyjaśnień i z miną chytrego szczęśliwca przyniósł mi w rękach małą, zagłodzoną biedę. Znaleźli kociaka, szkielecik malutki, czarna nędza, jęcząca okropnie. Na patykowatych nogach ledwie się trzymał, a moje dzieci absolutnie nie pzowoliły mi dojść do słowa.

Mamo, i mamo, i mamo. Mamo on jest głodny, mamo, on nie ma mamy, on się zgubił, jego wyrzucili, jego nie chcieli, a co byś czuła, jakby ciebie nie chcieli, a ja będe go pilnował, a on musi zostać, mamo, a ty nie masz serca...

No i jest..trzeci.
Umościł się w skrzynce, przytulił do Rudej i tak tkwią na tarasie, a Zbój ich pilnuje.
Rodzina z odzysku, po przejściach.
No to hej, lecę po chrupki....

poniedziałek, 5 października 2009

Konfitury z róży





Dociku, Twoje zdjęcie, mój przepis:


Składniki:

* 1 kg dojrzałych owoców dzikiej róży
* 1 kg cukru
* sok z jednej cytryny
* kieliszek białego wina
* ½ l wody


Sposób przyrządzania:

Owocki dzikiej róży umyć, przeciąć wzdłuż, rożkiem suchej ściereczki usunąć nasionka i białe kłujące włoski, wrzucić do wrzącej wody, gotować chwilę, aby owoce zmiękły, przelać na sito, spłukać zimną wodą i osączyć. Z cukru i wody ugotować syrop, do gorącego włożyć owoce i gotować na malutkim ogniu kilkanaście minut ( jeszcze raz sprawdzić czy owoce są odpowiednio miękkie), po czym zlać syrop, a owoce przełożyć do słoików. Do syropu dodać sok z cytryny i wino, gotować powoli aż zgęstnieje wtedy zalać nim owoce w słoikach. Jest to doskonała w smaku i piękna w kolorze konfitura, świetny dodatek do herbaty lub jako nadzienie do pączków.

Mnie ona przypomina L.Montgomery, Anię i Dianę, zapach kuchni w Bullerbyn i dobry dom mojej babci.
Nie jestem specjalnie wielka w kuchni, ale lubię takie wyprawy w głab smaków, lubię ładnie ozdobiony słoiczek i zadowolenie, ze rzeczy sa okiełznane, świat oswojony, a piękno na wyciągnięcie ręki.Lub łyżki....

czwartek, 1 października 2009

Jesienna ramka....


Stworzyłam dzisiaj jesienną,mroczną ramkę.
A co, brzydka pogoda była....

poniedziałek, 28 września 2009

Czasy czasownika


Klasa IV poznawała czasy .
Potem kartkówka: trzy czasowniki, określ czas każdego.
Proste?
Zadziwię was.
Pulchny rudzielec oddaje kartkę:czytam.
Zrobił- 8.15
Tańczy- 8.16
Zaśpiewa- 8.18

Spisał godzinę z zegara, wiszącego nad tablicą.....

wtorek, 22 września 2009

Kalinowy kominek




Zdjęcie Kalinowego kominka.
A bo jesień idzie. Będziemy palić ogieniek, wesoło pogadamy z kocem, wełnianymi skarpetami....i będzie błogo...(rozmarza się)
Jestem zmarźluchem okropnym, kominek to mój drogi sssskarb. Jak Gollum będę go bronić. Nie rzucim kominka, skąd nasz..no, ciepło skąd:)

Przerwa w pracy, kawa pachnie, mam ciastka




Mam dwie godziny wolnego między lekcjami, ukryłam się na zapleczu w bibliotece i kawę parzę.Książki śpiewają do mnie o pratchettowskiej L-przestrzeni, gdzie wszystko jest możliwe.Na razie możliwe jest to, ze mogę sobie pisać bloga w bibliotece, pić kawę ze służbowej szklanki z duralexu , a wszystko dzięki układom z przemiłą panią, która tu urzęduje i ma słabość do lubiących książki nauczycieli (i dzieci, naturalnie).
Tak, tak, Gerwazeńku, powinno się pisać plan wynikowy, sprawdzać wypracowania o legendzie z klasy VI b, których im już tydzień nie oddaję, zasłaniając się PSO.
Ale kusi kawa, dwie godziny na otulonym L0przestrzenią zapleczu i stary komputer o monitorze malutkim, jak zasuszona główka-trofeum łowców głów. Tak samo żółta i zakurzona, hihi.
Co to ja czytam? Aha, Umberto.
Mam na kolanach :Sześć wykładów o lesie fikcji" Umberto Eco, przepiękne, kiedyś o tym napiszę.Czekają jak mruczący kot, ale chwilowo odganiam je, bo blog nęci.
Dobra ta kawa. Ma gorzki smak starego papieru i biurowej szafki. A jednak dobra.
Czyli smak kawy nie zależy od kawy, a od okoliczności picia kawy, co warto zauważyć. Już Gide o tym pisał, że nawet woda inaczej smakuje w innych naczyniach. Kawa w duralexie smakuje dobrze, bo wokół zagina się L-przestrzeń, książki wachlują kartkami jak słonie uszami lub motyle skrzydłami, no bo są książki słonie i książki motyle, czyż nie?

Szlachetna książko
nikt się nie dowie
jako jesteś potrzebna
dla duszy serca
nuda obgryza paznokcie
a uczniowie biedacy wrzeszczą
bo nie znają Umberto Eco
i po lesie fikcji nie chodzili
ten wiersz bez sensu i reguł ortograficznych
sama wymyśliłam
a co

Umbero Eco napisał, ze Tomasz Mann pożyczył kiedyś Einsteinowi książkę Kafki, a ten oddał mu ją nie przeczytaną z komentarzem:nie dam rady tego czytać, umysł ludzki nie jest aż tak skomplikowany....

I jeszcze jeden cytat, o mijającym czasie w powieściach:

" Czasem widzimy go w chwili zapadania w sen, jest jak barwa w powietrzu, niczym meszek na winogronie. Nie ma go w słowach,jest niewypowiedziany, jest pośród słów, jak poranna mgła w Chantilly"

Pratchett by się z nim zgodził, prawda?
L-przestrzeń jak żywa.
A mnie urzekł ten meszek na winogronie:)
Zupełnie, jak u mnie na winogronach za kuchnią mężowej mamy:)

Hej, a może by kto do mnie wpadł? Zareklamuję się:
u mnie masz jak w banku: domową kuchnię, ciasto codziennie, drewniany stół pod orzechem, teściów na głowie ( ale kochanych), dzieci niemożebnie ruchliwe, krzykliwe, wszędobylskie,pyskate, obśliniające pocałunkami, żądające całego twojego czasu i miłości kiedy jesteś wściekła, niezdążona z niczym i te umorusane pyszczki gapią się na ciebie żałośnie...a Duży nie całuje, sorry, on już nastolatek. Tylko jeść chce non stop i rzuca skarpety gdzie popadnie.
Masz też jak w banku nocne Polaków rozmowy, czyste powietrze, lasy, wrzosy, grzyby, czeremchy, bzy, no co tylko chcesz, rodaku! ;D Do Kalinowa zapraszam.

bu...kończy mi się przerwa w pracy.
Zaraz na lekcję. No to szybko: dopić kawę, zjeść coś tam.Okruszki ciasteczek biurowych....no, zmykam.

poniedziałek, 21 września 2009

Duży i szkolne przypadki


Są tacy, co lubią szkołę.
Podoba im się twórczy zamęt, porządkowanie wiedzy, lubią prace domowe, lubią być przy tablicy, opowiadać, prezentować swoje zdolności, zajmować się samorządem, akcjami, zbiórkami, wycieczkami.

Są tacy, którzy nie lubią szkoły.
Nie lubią hałasu, dziecięcego gwaru, nie lubią indywidualistów, odmieńców, słabeuszy, lub przeciwnie, tych zdolnych, nie lubią dyskutować, odpowiadać na pytania, nie lubią szukania drogi, ba, nie lubią dróg innych niż proste!- nie lubią i już.

Jedni i drudzy bywają uczniami i nauczycielami.

Łatwo jest być miłym uczniem, pierwszym przy tablicy, w pierwszej ławce, wybieranym do apeli i nagród, nagradzanym piątkami i szóstkami, gospodarzem klasy, liderem samorządu, oczkiem w głowie nauczycieli i rodziców. Gwiazdą w klasie.

Trudno jest być antynomią gwiazdy, uosobieniem indywidualizmu, kotem pod prąd w rwącej rzece sławy, takim , któremu wiatr zawsze w oczy, kulą u nogi szkoły, upartym poszukiwaczem odpowiedzi, niepokornym zadawaczem pytań - trudno być, naprawdę.

Ale najtrudniej być matką niepokornego, nauczycielem w szkole, w której niepokorny się uczy, kiedy się samemu niepokornym bywało,a teraz sie uporządkowało i w swoim dziecku odnajduje swoje własne odbicie jak w lustrze rzeki; i kiedy szkoła z uporem i delikatnością walca drogowego próbuje takiego odmieńca ustawiać do poziomu, trudno być częścią tego walca, który własne nasze dziecko walcuje.

I o tym ratowaniu się od szkolnej maszyny, o walce o przetrwanie dla indywidualności, o bycie kimś więcej, niż dwuwymiarowy, grzeczny maluch, teraz słów kilka. Najpierw rzut oka w przeszłość. Wspomnienia...

Mały trzyma sie kaloryfera. Kaloryfer jest obok drzwi do przedszkola. Strasznie zażenowana próbuję oderwać zaciśnięte palce czterolatka od żeberek, przyglądają się z chichotem inne dzieci i rodzice. Mały szlocha.

Stoję w gabinecie dyrektora. Oprócz mnie jeszcze ktoś- pani z przedszkola. Albo ja, albo on, mówi. proszę zabrać dziecko z przedszkola, demoralizuje mi grupę. Jak? Podważa autorytet. Czterolatek podważa pani autorytet? Tak. Odmawia siedzenia w kółku. To niech się położy. Nie może leżeć? Jak wszyscy siedzą, to wszyscy. Nie chce spać. Warczy na mnie. Moje inteligentne dziecko warczy? Tak, proszę pani, warczy jak za przeproszeniem pies.

Zabieram go z przedszkola. Nie dlatego, że mi kazano, nie ma takiego prawa. Ale dlatego, że wpadłam w środku dnia i zobaczyłam kółko, dzieci siedzące w kółku w kucki jak mnisi buddyjscy, a w środku mój buntownik, blady, drżący, a dzieci kolejno mówią , co dzisiaj złego zrobił chłopczyk, powiedzcie pani dzieci. Uśmiechy . Zimne jak szkolne kaloryfery. Zabieram go do domu. Dopiero w domu płacze. Oboje płaczemy.

Potem podstawówka- obniżone zachowanie, wieczny bunt, ironia, wzruszanie ramionami.

Teraz jest w II klasie gimnazjum.Pracuje jako wolontariusz, średnia 4.0, gospodarz klasy.Dostaje jedynki i szóstki, przychodzi utytłany z meczu, zarywa noc, czytając " Dziewięciu książąt Amberu", rabie drzewo, bałagani, smaży mi jajecznicę.

Mój Średni jest w 3 klasie, Mały właśnie zaczął przedszkole. Długa droga przed nami....

A ja myślę- co mnie podkusiło, żeby zostać nauczycielem? Książka Korczaka „ Jak kochać dziecko”? Wspomnienie mamy nauczycielki, lubianej i wspominanej przez byłych uczniów jako „ ta dobra pani” ?Profesor Dmuchawiec?

Podkusiło. Zostałam.

Kiedyś powiedziałam sobie, że odejdę z tego zawodu, jeśli któregoś dnia nie wzruszy mnie widok dziecka, płaczącego w kącie szkolnego korytarza. Dzień, w którym nie podejdę do tego zaryczanego malca, będzie ostatnim dniem mojej pracy w szkole.

Bo bardzo często dziecko, płaczące w tym kącie było moim własnym synem.

niedziela, 20 września 2009

Przegapione zdjęcia









Porządkując pliki po lecie, znalazłam zdjęcia, które przegapiłam.
Wstyd, bo piękne.

Z wizyty naszych przyjaciół ze Śląska, Tomka, Iwonki i ich syna Dawida:)
Z piklowania, mężowa mama przy piklowym skarbie.
Z domowego rozgardiaszu i letnich wspomnień.
Wklejam, na zimowe chłody:)

sobota, 19 września 2009

Zrywamy winogrona








W taki piękny dzień winogrona są słodkie i przyjemnie chłodne w ustach, jak te napoje z wiersza Gide: czułem po upale smak w grubych szklankach, w oberżach....
Poszliśmy z Dużym zrywać,w zgodzie podjadając między zrywaniem.
A trawa była wysoka i pełna liści, a kwitły zimowity i pachniało wrześniem.Pięknie, aż brzuch boli.
Oto nasz plon.