wtorek, 28 kwietnia 2009

Tato


26 kwietnia mój tata odszedł do naszego wspólnego, niebiańskiego Taty.......

wtorek, 21 kwietnia 2009

Błękitne butki




Ostatnio, grzebiąc w tajniach pamięci laptopa znalazłam opowiadanie na konkurs ( wygrany zresztą)
Żeby go nie zagubić, wklejam tutaj, ku pamiętaniu...i wzruszeniu...



...wyciągnęłam z tekturowego pudła w piwnicy błękitne butki.

Służyły pierwszemu synkowi, służyły drugiemu, posłużą trzeciemu.

A jak będzie dziewczynka?

Tu mi kaktus wyrośnie.- powiedziała Siostra.

Siostra jest Mądra, pracuje na uczelni, Siostra się Zna.

Był chłopiec.

Moja trzecia, kochana, zagrożona ciąża.

Wiedziałam, że będę leżeć, że znowu zaprzyjaźnię się z ciśnieniomierzem( gestoza), że będzie trzecia cesarka.

Wiedziałam.

Ale chciałam go.

Chciałam pokazać mu kwitnące bazie wiosną na naszym bagienku, puszyste kociaki sąsiada, chciałam wkładać w malenkie łapki truskawki, gałązki wiśni, okrągłe kamyki, jak ptasie łebki.

Chciałam zabrać go z braćmi na łąkę, próbować kwaśnego szczawiu,zbierać dmuchawce i bawić się “ dziadek czy babka”? Zbierać kasztany. Dotykać kłujących gałązek świerka i wsadzać palec w makowiec. Chciałam ...

Zwolnienie od 6 miesiąca.

Dolewanie wód płodowych.

Gestoza.

Patologia ciąży.

Urodził się w 35 tygodniu.

W piątej minucie miał 1 punkt w skali Apgar.

Godzinami opowiadałam mu w swoim brzuchu o tych wiśniach, truskawkach, kołyszących się na wietrze kłosach żyta. Chyba uwierzył mi, że warto spróbować...

Nazwaliśmy go Jonatan- to imię znaczy Bóg Go Dał.

Teraz przed nami drugie Boże Narodzenie.

Biorę go na kolana i przytulam małe, umorusane łapki do swego policzka.

Mój kubeczku. Gołąbku. Listku oderwany.

Gu.- mówi poważnie.

Mój trzeci skarb. Świat jest taki piękny z tobą i dzięki tobie...









poniedziałek, 20 kwietnia 2009

W kuchni u mamy


Byłam dzisiaj u mamy, siadłam przy stole, za małym dla mnie, z rozczuleniem pogłaskałam wytartą ceratę, jak starego kota.
Wszystko tak samo.
Tik tak zegara, szum lodówki, forsycje w dzbanku, który ma tyle lat co ja prawie.
bezpiecznie, dobrze.
Wklejam więc wiersz o domu i zdjęcie....niech zatęskni serce...

Odwiedzając siebie

W ciepłej muszli swego ciała jestem bezpieczna;
tutaj nie dosięgają sztormy,
mama zdejmuje z ognia żółty czajnik,
uśmiecha się do mnie,
stół jest wielki, dębowy,
ręce ojca pachną tytoniem.
Pod palcami matki umiera
zielona nać pietruszki
tonąc w rosole, po którym żegluję łyżką.

Za oknem płynie świt,
ziemia po deszczu jest miękka,
w gliniastych kałużach odbija się niebo;
czy tam też jest świat, pytam matki i nagle
leżę w łóżku z policzkiem opartym o ciemność,
słucham grającej muszli swego ciała.


Dziadek Żuk i zawilce








Mamy dziadka, który rok temu obchodził 100 rocznicę urodzin.
Rzecz jasna, jest on obiektem pełnych podziwu rozmów,
bo teraz ma 101 lat i trzyma się doskonale,
jednej z tych rozmów przysłuchiwał się Mały.
Dziadek nosi krótkie i oryginalne nazwisko Żuk.
Po rozmowie widać, że coś Małego dręczy, mysli, mysli,
w końcu pyta:
- A jak on chodzi, ten dziadek? I ile ma nóg?

Uśmielismy się okropnie, bo się dziecku
genealogia z entomologią pomyliła:)

A dzisiaj wybraliśmy si ę z małym na bezkrwawe łowy , na zawilce.
Miliony ich zalegają las, aż biało pod świerkami...
Najlepsze lekarstwo na bolącą duszę....

czwartek, 16 kwietnia 2009

Powiał wiatr...






Śniło mi sie dzisiaj, że byliśmy w ogrodzie z Tatem
i czytałam mu fragment swojej nienapisanej jeszcze książki.
To był zakątek ogrodu dziadków, jakby koło malin, za morelami,
ale jakiś piękniejszy, trawa bardziej jedwabista, ptaki śpiewały tak słodko...
Tata spojrzał na mnie i powiedział, że to, co napisałam, jest piękne.
I nie wiem czemu, ale jakby ciężar spadł mi z serca,
jego opinia była w tym śnia taka ważna, tak na nią czekałam, jak na ostatetczną wyrocznię.
I nagle powiał wiatr.
Patrzyłam na malutkie, zeschnięte liście , które powiew przeganiał po trawach,
jakby obróciło się koło roku.
Byłam sama, a w wysokiej trawie leżała kartka papieru z fragmentem książki,
którą wtedy czytałam...
W łagodnej ciszy pamiętam to: pustkę, powiew wiatru, niebieskie,
zamazujące się litery, samotny głos jakiegos ptaka.
...

Zapisuję, żeby nie zapomnieć.

wtorek, 14 kwietnia 2009

Ogrodowe impresje










Pierwsze wędrowanie po zaniedbanym, kwietniowym ogrodzie.
Niebieskookie przylaszczki, trawa, kiełkująca wiosna.


Teraz rozpocznie się sianie warzywek w szklarni,sadzenie, próbujemy odnaleźć się na nowo,
choć świat wykonał woltę i hierarchia spraw ważnych i nieważnych ułożyła się sama.
Ale jeśli nie zajmę się swoim światem, nikt tego za mnie nie zrobi, prawda?
Więc wyciągam stare konewki, łapię drugi oddech.



Przenosiny u Kaliny





Postanowiłam wywędrować z onetu, zaczynając nowe, wiosenne pisanie na bloggerze.
Przepraszam za zamieszanie, oczywiście umieszczę linki, wskazujące drogę tam i z powrotem, jak u hobbita.

W Kalinowie kiełkuje wiosna.
Na gałązkach wyrosły pisanki, żeby było śmieszniej.
Przez to,że chorowałam, zaniedbałam okrutnie ogród, grabienie trawy, a raczej potwornych kretowisk, bo sympatyczne krety urządziły sobie u mnie po zimie kretopolis. Święta spędziliśmy u rodziców, ciesząc się obecnością Taty w domu, jedząc nieprzyzwoicie pyszne mazurki z kajmakiem i plotkując po siostrzanemu( obie siostry Kaliny przywiozły mężów i siebie oraz przychówek, więc było wesoło).
Średni oblał Dużego psikającym jajkiem, na co Duży oblał Średniego całą butelką, Mały radośnie wbijał gwoździe w deski, my gawędzilismy pod kwitnącymi forsycjami, a Wielkanoc powolutku zamieniała się w czas przeszły dokonany.
I teraz, patrząc jak szybko zielenieje trawa, jak buszują liście tulipanów, błękitnieją przylaszczki, postanawiam otrząsnąć się z zimowego snu. Przygnębiło mnie okrutnie to chorowanie Taty, nie miałam serca do wielu spraw, ale jakoś ta wiosna budzi się nareszcie i we mnie.
Kochane moje dziewczyny, podczytujące Kalinę, dziekuję za cierpliwość.
Dzisiaj po raz pierwszy piekę chleb, od jesieni nie mogłam.
Po raz pierwszy wyciągam aparat i robię zdjęcia przylaszczkom i wesołym gębusiom dzieci.
I jajkom na gałązkach brzóz.



Witaj, wiosenko...