czwartek, 16 kwietnia 2009
Powiał wiatr...
Śniło mi sie dzisiaj, że byliśmy w ogrodzie z Tatem
i czytałam mu fragment swojej nienapisanej jeszcze książki.
To był zakątek ogrodu dziadków, jakby koło malin, za morelami,
ale jakiś piękniejszy, trawa bardziej jedwabista, ptaki śpiewały tak słodko...
Tata spojrzał na mnie i powiedział, że to, co napisałam, jest piękne.
I nie wiem czemu, ale jakby ciężar spadł mi z serca,
jego opinia była w tym śnia taka ważna, tak na nią czekałam, jak na ostatetczną wyrocznię.
I nagle powiał wiatr.
Patrzyłam na malutkie, zeschnięte liście , które powiew przeganiał po trawach,
jakby obróciło się koło roku.
Byłam sama, a w wysokiej trawie leżała kartka papieru z fragmentem książki,
którą wtedy czytałam...
W łagodnej ciszy pamiętam to: pustkę, powiew wiatru, niebieskie,
zamazujące się litery, samotny głos jakiegos ptaka.
...
Zapisuję, żeby nie zapomnieć.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz