wtorek, 29 czerwca 2010

Wakacyjna Księga Radości- wpis drugi. Cukier różany.



Na blogu green canoe znalazłam przepis na cukier różany.
Róż ci u nas dostatek, więc z Małym  zabraliśmy się do roboty.
Najpierw zrywanie i wąchanie.Mały wącha z namaszczeniem, zupełnie jak Cejrowski, yerba mate pijący. Siorb, siorb...wąch, wąch...



Następnie zrywamy płatki do emaliowanej misy.
Uwielbiam emaliowane rzeczy, kiedyś sfotografuję wam zbiór moich misek, dzbanków i czajniczków:)


Robimy wersję dla zapracowanych, tę, z miksowaniem płatków. Efekt:


Cukier ma teraz postać, wchłonąć zapach. Potem go przesypiemy na bialusi pergamin i wysuszymy. JUż zaczynam suszyć lawendę do wersji cukrowo-lawendowej, delikatnej.

Wakacyjna Księga Radości. Wpis pierwszy- szczur.

- Mamo, a ja szczura dotykałem!- wysapał podekscytowany mały.
Z powodu niewymawiania "sz" i "cz" i " r" wyszło to trochę tak: Mamo, a ja scula dotykałem!
 - Plawda, dotykał scula!- potwierdził Bartek, sąsiedni czterolatek z podobnymi problemami gębowymi.
- Czyjego szczura?- matka( ja) była dociekliwa.
- Baltka !
- Plawda, mojego!- potwierdził Bartek z zapałem.
- A ty masz szczura, Bartusiu?- zdziwiłam się, albowiem takiego stwora u nich w domu nie widziałam- koty, owszem, ostatnio szczeniaczek, zwany Kulką z powodu ogólnej kulkowatości, ale szczur?
- Mam!- odsłonił w uśmiechu brak w uzębieniu.
- Mamusia ci kupiła?- coś w moim rodzicielskim umysle dzwoniło lekko na alarm.
- Nie, sam znalazłem! W stodole był!
Alarm zadyndał głośno, bardzo głośno.
- Prawdziwy szczur?
- Plawdziwy, tylko malutki!


Patrzyli na mnie niewinnie, nie rozumiejąc, o co mi chodzi. Z kuchni dołączył głos Męża:
- Niech on ręce umyje po tym szczurze.
Machnęłam ręką, bo dzwonek nadal dyndał donośnie.
- A gdzie ten szczur jest teraz?- zadałam pytanie decydujące.
- Położyłem na samochodzie taty, w cieniu.- poważnie oznajmił Mały
- Plawda, położył.- potwierdził Bartek.

Dałam susa na schody, w kierunku wiaty, gdzie stał nasz passat.Już wiedziałam wszystko.
Na masce leżała malutka, kompletnie i absolutnie nieżywa ryjówka...
- Scul.- powiedział z satysfakcją Mały , tykając ja palcem.
- Plawda, scul.- potwierdził sąsiedni szczerbatek.- Skoda, ze niezywy...

Delikatnie, przez reklamówkę wyniosłam stworzonko na kompost.
- Hej, co z nią zrobisz?- zawołał za mną Średniak, obserwujący z tarasu nasze poczynania.Krok w krok szli za mną dwaj eksperymentatorzy.
- Użyźni nasz kompost.- mruknęłam, odganiając ciekawskich i machnęłam ryjówką między pokrzywy.


Byli zawiedzeni....

* Tym wpisem zaczynam naszą Wakacyjną Księgę Radości- z powodu tendencji do przemykania czasu, mijania wakacji, bedę dokumentować każdy dzionek, jego cuda,śmiechy i smuteczki. Trwajcie, wakacje, boście piekne jak nie wiem co :)

Poza tym do Kalinowa sprowadziła się własnie - uwaga! Na stałe!- moja młodsza o 7 lat siostra Tina. Tina jest cudowną panią redaktor naczelną czasopisma,oraz serwisu wnętrzarskiego,  które tu zareklamuję :) http://www.dobrzemieszkaj.pl/redakcja  i zamieszkała z Mamą, co obu wyjdzie na dobre, bo Mama jest lepsza niż niania i już sama nie będzie. A ja mam podwojną , ba, potrójną radość, bo z Tiną zawitał do Kalinowa mój szwagier oraz mały siostrzeniec Krzyś. Na zdjątku Mama i my dwie plus mały obywatel Krzyś.




poniedziałek, 28 czerwca 2010

Lato, truskawki i my

Sezon na lato rozpoczęty!
W Kalinowie truskawki, mnóstwo truskawek. Pachną jak spełnione bajki, te dobre.
Szkoda, że nie można najeść się na zapas, na ciemne, zimowe dni.
Na szczęście będą dżemiki...bedą, jeśli je zrobimy.
No to robimy!



Mały prezentuje zabawkę od cioci Doroci, zielone, lepkie, bardzo shrekowe coś.
Ja to się kiedyś misiem bawiłam, takim szytym. A siostra miała ruską lalkę, chodzącą, hit. Naszym dzieciom zabawki się opatrzyły, wracają do natury- Mały woli patyki, kamienie, piach.Shrekow- frędzelkową zabawkę zgubił, a patyków pełno, bo las blisko.


Gdzieś w międzyczasie nastąpił koniec roku szkolnego, a Duży zakończył klasę gimnazjalną drugą.
Z tej okazji pamiątkowe foto mama- synek.



Nie mogę się napatrzeć, jaki ten Duży duży...

niedziela, 13 czerwca 2010

Noc czerwcowa

zerwiec.
Rozkwitły jaśminy i znowu zapachniało burzami, upałem, Gałczyńskim.
Mój ulubiony miesiąc, czerwiec, czwartego obchodziliśmy szesnastą  rocznicę ślubu...
Magiczny miesiąc- wiosna przełamuje się w lato, rozkwitają białe kwiaty- białe podagryczniki, jaśminy, barszcze, piwonie, lilie św. Józefa...Jak pieknie bieleją w mroku, jak lampiony. Szwendam się po ogrodzie w zachwycie, tu pielę, tam skubnę, poczochram kocimiętkę po fioletowej czuprynie,do zawrotu w głowie upijam się zapachem piwonii.  Przeszczęśliwa.
Ostatnio wstałam o 4 trzydzieści rano, żeby pielić
buraki...
A jakie wieczory są pełne woni!
Przylatuje ten jaśmin, jak pijany walc  Szostakowicza...jak wiolonczele i skrzypce , jak muzyka Richarda Yongjae O'neila...



http://www.youtube.com/watch?v=ytxTDFpMv2Y&feature=related

Liście, trawy, pęki mietlicy, malowane wiadra, pełne ziół. Bylica jest gorzka, jaskry plamią ręce złotem.
Wchodzimy w szalone, pełne tęsknot lato. Czuję te wszystkie zapachy i barwy w sobie, do bólu. Spałabym w trawie, nie wychodziła z ogrodu, leśmianieję po prostu...