sobota, 29 maja 2010

Dmuchawce i maki

Niesamowite, jak wszystko się zmienia z dnia na dzień.
orliki przekwitają, maki i dmuchawce objęły świat w posiadanie.
Może nie cały, ale nasz kawałek na pewno.
Poszliśmy z Małym dmuchać dmuchawce, rytuał obowiązkowy.
Mały próbował robić mi zdjęcia , ale ucinał z uporem i starannie zawsze wirzch głowy. Moje zdjęcia wyszły nieco lepiej, tak więc macie dmuchany komplet.


Obiektów do dmuchania było pod dostatkiem, ale czasu mało- zaraz biegnę do pracy, mamy próby do festiwalu piosenki w H. Wrzucam więc tylko zdjęcia i śpieszę swoim zielonym rowerem na drugi koniec mojej kochanej prowincji, gdzie jest dumna siedziba miejscowego ośrodka kultury ( dwa pokoiki w Hotelu Pod Akacją. Żadnej akacji w pobliżu, sprawdziłam, nazwa więc jedna z tych tajemniczych.


Po dmuchawcach poszlismy polować na maki i robić zdjęcia "kucane".
Mały kucnąć nie chciał i generalnie uciekł z planu.
Robiłam za Makową Panienkę sama.



czwartek, 20 maja 2010

Orliki i ślimaki

iki zakwitły. Uczucie, jakie mam do tych drobnych kwiatów mozna nazwać tylko- tkliwością.
Są takie delikatne, kruche, jak z fioletowego lub białego alabastru. Kwitną między paprociami od północnej i wschodniej strony, wysiewają się co roku same, robiąc mi niespodzianki. Niedawno odkryłam jednego w ziołach, przy oregano.
Inny wywędrował do malw, po sąsiedzku z tymi pyskatymi pięknościami w stylu wiejskim.
Są arystokratyczne, książęce, tajemnicze. Mają w sobie ducha precyzji, malowane jakby japońską kreską. Osobiście nazywam je sobie " haiku Boga"- kilka kresek, plama silnej barwy, dużo milczenia.



Nie mogę nacieszyć się majem. Od ciągłej wilgoci i deszczu rozmnożyły nam się niesamowicie ślimaki i dzieciaki mają radochę. Nie, nie robią im krzywdy- po prostu przenoszą przez drogę na drugą stronę, ratując od rozjechania, ale te uparciuchy znowu zaczynają powolny, samobójczy marsz przez środek szosy, ruchliwej, pełnej tirów.

Średni zapytał mnie ostatnio:
- Mamo, a chciałabyś mieć takie wyłupkowe oczy jak ślimak?
- Takie wyłupiaste?Na szypułkach?
- No, chciałabyś?
- Pewnie,żadne ściąganie na kartkówce by nie uszło mojej uwagi...

Dzieki wytrwałości ślimak dotarł do arki, po prostu wyruszył dwa lata wcześniej:) To mnie pociesza, jestem takim duchowym slimakiem.
Niektórych rzeczy Bóg zaczyna mnie uczyć wcześniej, kiedy inni jeszcze mają spokój.
Idę popatrzeć na orliki.
Zrobię wam kilka zdjęć, jak przestanie padać.





Azalie bardzo szkarłatne.



Kawałek podwórka po południowo-zachodniej stronie.



Kawałek po stronie zachodniej, widok na truskawki, pomidorkownię i las. Trawnik nie jest tu za bardzo koszony, hodujemy łączkę dla pszczół i motyli.

piątek, 14 maja 2010

Majowe szepty i zapachy.

Spadł na nas maj.
Jeśli ktoś mi powie,że nie jest piękny, kłamie jak z nut.
Sady zakwitły, bzy oszalały, trawa się prosi, by kosić, a jabłonie otuliły się najpiękniejszym woalem z kruchych, cudownych płatków. Zaniedbuję bloga, bo tkwię w ogrodzie w każdej wolnej chwili.
Po pierwsze, jeszcze w kwietniu, posadzilismy sadek. i las.Oto pamiątkowe zdjęcia, upamiętniające wiekopomną chwilę, co " nadejszła". Przy okazji Średni zapytał, za ile lat drzewa będą dobre do wspinania się. Ja na to, że za 60.
- Tyle lat mam czekać, żeby się wespnąć?-zasępił  się.
Duży postukał się na to w czoło i uświadomił mu, że za 60 lat będzie dziadkiem i zabawnie będzie wyglądać, jak się taki dziadek wspina na drzewa...Dziwne, ale rzeczywiście, dopiero wtedy uświadomiłam sobie, że rzeka czasu jakoś nas zagarnie...wszystkich.
Ale jabłonie zostaną :)

 Sadzimy, a publiczność obserwuje nas pilnie.


W maju jestem nieustannie napięta, głowa mi się kręci tu i tam, wszystko chcę zobaczyć,
dotknąć, niczego nie przegapić, a  pęd roślinek jest niesamowity- z dnia na dzień cos nowego.
Rozpaczliwie próbuję zatrzymac na fotografii te barwy, zapachy, świadoma,
że wszystkie moje zabiegi na nic.
Nie mogę się z tym pogodzic- migdałki, tak piękne na zdjęciach, już przekwitły,
 już nie ma pierwiosnków, orliki bujają i kokoryczki...



Przebiegłam po ogrodzie z aparatem, robiąc pożegnalne portrety kwiatom, które zakwitły tylko na kilka dni. Czas jest bezlitosny.
Ale na szczęście można to zapamiętać, zarejestrować, utłuc w moździerzu pamięci  na rześkie przyprawy wspomnień, które będziemy dodawać zimą do długich, białych dni oczekiwania...



I nasza podwórkowa brygada. W błękitach i uśmiechach Mały.