Mały siedzi na tarasie i pracowicie obdziera ze szpilek gałązkę świerku koreańskiego.
Podchodzę zaciekawiona.
- Co robisz? - kucam koło niego.
- Jedzenie dla wilków. - mówi poważnie.
- Ale wilki nie jedzą tego.Iglastych gałązek, ani wcale roślin...
- A co jedzą?- marszczy czoło z konsternacją.
- Mięso.
Mały patrzy na mnie z zafrasowaniem:
- No to będą niezdrowe!
* Od listopada mój małżonek nie je mięsa i w ogóle tradycja wegetariańska jest mocna w rodzinie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz