czwartek, 22 kwietnia 2010

Ogrodnik

Trafiło nam się coś niesamowitego.
Pojechaliśmy do B., ja w charakterze doczepki, z nadzieją, że kupię nasiona marchewek i buraczków.
Zajechaliśmy do sklepu "Witamina" , obkupiłam się w nasiona i nawet białą serduszkę zdobyłam- i wychodząc ze sklepu natknęliśmy się na niego.
Schludny, ale biednie ubrany, w wytartą marynareczkę, czyste buty, bardzo znoszone.
- Państwo może roślinek szukają, może krzewy ozdobne, może ja pokażę?Tutaj blisko, proszę zajść...
Pokazał nam podwórze obitego sidingiem domku, gdzie w ogródku kłębiły się dziesiątki roslin, zadołowanych, upakowanych gęsto jedna przy drugiej.
- Czego państwo by chcieli?
Powiedzieliśmy,że ligustrów. Miał ligustry, bardzo duże, bardzo piękne. Nie te patyki, co do "Witaminy" przywożą , po złoty pięćdziesiąt, ale porządne, metrowe, rozkrzaczone, po dwa złote nam sprzeda, ale tu ma niewiele, więcej na drugiej działce.
Podjechaliśmy z nim na drugą- żwawo wdrapał się do szoferki ciężarówki, bo byliśmy naszym starym nissanem.
I kupiliśmy 220 sadzonek ligustrów, do tego hortensje drzewiaste, porzeczki, białe, czerwone i czarne, a czarna, jak nam powiedział, to odmiana Ceres, odporna na choroby grzybowe i wielkopąkowca :)I agresty Biały Orzeł. I dorzucił nam pigwowce i maliny.
Miał śmieszny, stary rower, z siodełkiem ze skóry tak wyślizganej,że błyszczącej jak kasztany .Przytroczył do niego szytą ręcznie torbę, o uszach wytartych latami dźwigania. Szpadel miał owinięty taśmą izolacyjną, a kopał z wprawą i mówił przy tym ciągle- powoli, spokojnie, ocierając czoło.
Miał osiem operacji, żeby lekarze zobaczyli, jak kopie, to by go już leczyć nie chcieli. Ale co ma robić, już 40 lat na emeryturze, jest z 26 roku.Żona ledwo chodzi, po operacji dwóch kolan. O, tak sobie dorabia, sadzonki szykuje, młode roślinki.Robota duraka lubi, a durak robotę.
Wzięliśmy jego telefon.
- Jak pana imię, nazwisko?- zapytałam.
Uśmiechnął się wstydliwie, jakby z lękiem.
- Pani zapisze- ogrodnik. Bo ja ogrodnik jestem, po szkole ogrodniczej, pani wie?
Uścisnął rękę męża, a moją dłoń uniósł z galanterią i ucałował.
Wróciliśmy do domu, bojąc się przepłoszyć rozmową nagłą czułość, do świata i ludzi, o których już trudno.
Ale nadal istnieje.






1 komentarz:

  1. Wśród malin i ligustrów ukrywają się ludzie bez imion i nazwisk. Zamieszkują ogrodowe altany, bez nazwisk, bez imion, z nadzieją na przyszłość. Spytani o marzenia ocierają dłonią pot z czoła i myślą bardzo długo.
    W świecie gdzie każda chwila jest marzeniem...

    miłego dnia dla całej kalinowej rodziny :)

    OdpowiedzUsuń