niedziela, 11 kwietnia 2010

Las

Stwierdziłam dzisiaj, że w lesie można być samemu, nie będąc samym .
To miłe uczucie, gdy jesteśmy sami- ale nie samotni.
Nawet jak ktoś jest obok, ta kojąca, dobra "samość" otula nas jak kołdrą.




Czułam się, jakby mi ktoś mech na ranę przyłożył.
Dziwny dzień, żałoby narodowej, smutny, cichy.
Wybraliśmy się na zawilce i przylaszczki - w sensie bezkrwawych łowów, 
bo nie miałabym serca zabierać ich z lasu. 
To jedne z tych kwiatów, które najpiękniej wyglądają w naturze, w wazonie więdną, dławią się.



Mały bobrował, znalazł szyszkę,   wspinał się, chciał dotykać igiełek świerkowych, niuchał po starych dębowych liściach.




Patrzyłam na niego i czułam, jak las leczy mnie z żalu nie w sensie dawania zapomnienia,  
ale dotykając mnie tą pradawną, zieloną ręką. Zawsze były i będą lasy. Nawet po nas.










Brak komentarzy:

Prześlij komentarz