wtorek, 30 marca 2010

Duży

2006

Gharak butu.- powiedział Duży otwierając jedno oko i nakrywając sie kołdrą.
- Co on powiedział? - zainteresował sie Średni.
- Muk! Burka bata!
- Wiesz, wczoraj był niegrzeczny.- wyjaśniłam, łaskocząc Dużego w piętę- A niegrzeczne dzieci zmieniają się w nocy w Chińczyków. Dlatego na świecie tak dużo Chińczyków, wiesz.
- Borak. Tulak bora!
-Jak nie wstaniesz Chińczyku na śniadanie i czytanie Biblii to będą nici z Tibii.- zrymowałam groźnie.
- To nie po chińsku!- ryknął, zrywając się z łóżka- To język orków!
- Na owsiankę, orku i to już!
Poszedł, a ja postanowiłam zapoznać się bliżej z językiem orków, nigdy nie za późno na naukę języków.


*

...podejrzałam Dużemu przez ramię dialog na ulubionej internetowej grze i włos mi się zjeżył.

- I'm poor.- pisze Duży błagalnie- I'm modest.
- Lichy, nędzny. Daj, dobry człowieku, garść złota.
- Give me please...
Ku memu zdumieniu po kilkunastu minutach nędzni wojownicy zdobyli 69 sztuk złota, dwie liny, miecz i tarcze.
- Ludzie lubią jak się uniżasz. - poinformował mnie Duży- Widzisz?
- I'm idiot.- podsunęłam mu.- Give me oil.
- Po co mi olej?-  animowane ludki wysłały paczkę do sąsiedniego miasta i poszły żebrać dalej.
- Do głowy.
- Nic nie rozumiesz. To gra. Udaję głupiego, ale mam za to złoto, kupię sobie teraz  lepszy miecz i rozwalę ich.
- Machiavelli.- mruknęłam i poszłam na herbatę.


*
Duży jest abnegatem najczystszej wody. To nieoszlifowany diament nihilizmu. Wszystko mu jedno. Pójdzie do szkoły w stroju z dziurą, lekko znoszonym ( no, może ciężej znoszonym...np trzytygodniowym...). Każda skarpeta inna. W plecaku oprócz książek nosi zmiętoszone kanapki, niedopite mleko, kamienie, szyszki, klocki lego.
- Umyj zęby.
- Wczoraj myłem.
- Ależ skąd wczoraj.
- No to przedwczoraj. Przedprzedwczoraj.

Albo taki dialog:

- Posprzątaj pokój, plisss...
- Mnie nie przeszkadza.
- Ale mnie przeszkadza.
- To nie wchodź.
- Ale muszę czasem.
- To zamykaj oczy, mamo- bamo.

*
- Każdy ma swojego anioła?
- Każdy.
- A są anioły z mieczami?
-Są.
- To mam nadzieję, że mój ma wielki miecz.
...
...mój kochany synku...ja tez mam taką nadzieję....

2007

Opowiadałam dzisiaj chłopcom pouczającą bajkę o łyżkach z długim trzonkiem.
Jak w piekle stały pełne stoły, a ludzie byli głodni, bo każdy siegał do swojej gęby, a trzonek łyżki miał wielkośc grabi. A w niebie też pełne stoły i tez łyzki- grabie, ale wszyscy najedzeni i szczęśliwi, bo....każdy karmił drugiego.
Chodziło mi o uniwersalne wartości, ale Duży wszystko zepsuł.
- Trzeba było te łyżki trzymać niżej, o tak.- zademonstrował  pogardliwie- Przy samym uchwycie.Wtedy działa zasada dźwigni, czyli  przełożenie siły, czyli stosunek obciążenia do siły działającej...
- To bajka. - zaprotestowałam słabo.- W bajce nie chodzi o techiczne szczegóły, ale o sens, o morał...
- A w ogole to mogli jeść garściami.- kontytuował, nie zwracając na mnie uwagi.- Kto im kazał trzymać łyżkę za koniec?
...
No i morał mi padł.


*
- Marsz do łóżka.
- Aha.- mruknął, nie słysząc.
- Jest po pólnocy. Marsz natychmiast, albo cię zawlokę za włosy jak Tatarzyn brankę słowiańską.- zaryzykowałam.
Nie zareagował.
Tak myślałam, ciężki przypadek.
Musiałam działać bezpośrednio.
Udałam sie do kuchni, uzbroiłam w ścierkę i przydreptałam z powrotem w króliczych papuciach babci.Moje mi gdzieś zginęły a nie cierpię marznąć w nogi. Zacisnęłam usta. Matka, która próbuje zagonić spać nastoletniego syna musi być czujna i mężna.
Machnęłam ścierką i zawołałam dziarsko:
- Marsz do łóżka i ODDAJ MI NATYCHMIAST TĘ KSIĄŻKĘ!
Po czym odebrałam oszołomionemu moim atakiem Dużemu "Dzieci z Bullerbyn."
- Czego machasz na mnie tą ścierką?- obraził się.
- Marsz do łóżka! - powtórzyłam swoją mantrę.
- Nie mogę dokończyć?
- Jutro dokończysz.
- Pięc stron.
- Nie.
-Dwie strony.
- Nie!
- Jedną...
Wypchałam go na korytarz i do sypialni, po czym z niejakim stękaniem, wywindowałam na piętro łóżka.
Opierał się słabo, wyraźnie ziewając.
Położyłam " Dzieci z Bullerbyn" na biurku, ostroznie, jakbym kładła jadowitego gada.
- Ty.- mruknęłam do ksiązki- Znam twoją slodką truciznę.

*
Aha, pomyślałam, kolega!
Dałam się wyprzedzić Dużemu, ciekawa, co wyniknie.
Wynikło niewiele.
- Cze.- mruknął  Duży, nie patrząc na niego.
Kolega wbił wzrok w czubki butów i wycedził przez zęby:
- Cze.
Cisza.
Długa cisza.
- Grałeś wczoraj?- lakonicznie rzucił pierwszy, patrząc w niebo.
-No.- równie lakonicznie odparł drugi, przeżuwając coś- gumę? Resztki śniadania? Rozczarowanie?
- I jak?
- Spoko.
Duży pokiwał głową i zeszli do szatni.
W ciemnościach szkolnego hadesu znikli mi z oczu.
I co?
Nic.
Spoko.
Ba!
Cze.
Nara.

*
Duży podśmiewa się z okna, ale Duży jest chwilowo w stanie łaski domowej, bo  dostał z matematyki piątkę, rzadkość nad rzadkościami.
W dużej mierze dzięki temu, że wytężonym umysłowym wysiłkiem rodziny potrafiliśmy obliczyć, ile litrów benzyny jest w karnistrze, który na pusto waży 0,7 kg, a napełniony benzyną 2,3 kg.
Niestety, radość nasza jest chwilowa, bo dzisiaj musimy obliczyć grubość jednej kartki książki, która z okładkami posiada grubość 1,18 cm, grubość kartonu na okładkę wynosi 0,05 cm, a książka ma 240 stron.
Osoby posiadające umiejętności matematyczne prosimy o pilny kontakt mailowy.
:-)

*

2008

Pora odrabiać lekcje!
- Już, mamusiu, właśnie się wylogowuję!
- Kolacja!
- Juz idę, tylko się wyloguję! Już się wylogowuję!
- Przynieś drzewa do kominka!
- Już idę, wlogowuję się i idę!
W sumie patent jest niezły.
Na drugi raz jak poprosi o jajecznicę, powiem gromko i radośnie:
- Właśnie się wylogowuję, synu!

Duży skończył "Winnetou" i zabrał się po raz drugi za Dumasa.
A jeszcze rok temu pogardliwie odrzucił moją propozycję przeczytania Maya.
Widać dorósł.

*
Za pięć minut jękliwe zawodzenie wywabia mnie z domu- tarzają się  po trawniku, biją   piłeczkami do tenisa, moczonymi w wodzie z oczka dla lepszego efektu.
- Tego już dosyć!- wołam  gromko głosem Walkirii- Co ty robisz z bratem?!?Mordujesz go???
- No, a od czego jest brat?- protestuje ubłocony i mokry  Duży z urazą- Od czego?
- No właśnie, od czego jest brat??- Średni staje zawadiacko z rękami na biodrach, mokry, brudny i spocony. I rozczochrany- Nie można własnego brata pomordować?
- A niech was!- macham ręką.
Solidarni są przynajmniej, prawda?

*
Duży zgolił wąsy.
Bez komentarza.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz