Czy ja mówiłam, że u nas we wtorki jest rynek?
Zjeżdżają się rolnicy z całej gminy, sklepy wypelniają się oryginalnymi postaciami, na parkingu pod komunistycznym pomnikiem stoją kramy, pod cerkwią traktory i furmanki..
No i nade wszystko wszędzie niemal brzmi gwara, coś w rodzaju mieszanki polsko-rosyjsko-białoruskiej, rodem z " Samych swoich".
No więc stoję w ogonku po wędliny, a przede mną taka para: on wysoki, barczysty, schylony jak stare drzewo, małomówmy, w niepasującej marynarce- na oko 70 lat, może nieco więcej. Na nogach nieśmiertelne gumofilce, w ręku plastikowy, czerwony koszyczek sklepowy, w który żona ładuje mu coraz więcej i więcej. Ona- w żakieciku typu Chanel z Pcimia, sztuczne perełki na szyi, elastyczne, czarne spodnie, adidasy. Też koło 70, trwała ondulacja, głos donośny, władczy.
- Kup roladę z kurczaka!- poleca mu głosem nie znoszącym sprzeciwu. Takim głosem Neron wołał: nie gasić Rzymu!
On opiera się ciężko o ladę, patrzy, patrzy...dziesiątki wędlin, kiełbasy rosną w oczach...pyta ekspedientki:
- Pani, jest rolada z kurczaka?
- Nie ma! - odkrzykuje gniewnie ekspedientka, zajęta obsługiwaniem trzech klientów naraz, ogonek rośnie....- Jest tylko kurczak a' la kaczka!
On myśli, patrzy bezradnie na żonę, widać boi się Nerona.W końcu macha ręką i mówi:
- A chren! Może być i kaczka, byle latało!
Mało nie usiadłam w swoim koszyczku.
Czy ja nie mieszkam w cudownym miejscu?
Cóż dziadzio wybrnął z sytuacji. :))
OdpowiedzUsuńUwielbiam wpadać do Ciebie, żeby zobaczyć co słychać w Kalinowie :)
Pozdrawiam serdecznie.