piątek, 17 lipca 2009
Rzeczpospolita drylująca
Nadejszła wiekopomna chwila i nastały wiśnie.
Z samego rana zapakowałam na rower dwa małe wiaderka, jedno zielone i Małego i pojechaliśmy na zrywanie. Wiśnie obrodziły wokół domu teściów jakby co.
Trzy wiaderka po to,że w zeszłym roku największym problemem było wyszarpywanie sobie wiaderek przez moich synów, każdy chcial miec takie same. No więc jedno takie samo dla Małego, drugie dla Średniego, który zasuwał za nami na swoim rowerze.
Duży odmówił zrywania, bo ciął drewno z dziadkiem.
A propos drewna, to rzucił do mnie z urazą:
- Czemu ten dziadek mi przeszkadza?Bez niego ciałbym dwa razy szybciej.
Faktycznie, dziadek jest kochany, ale ma chorobę parkinsona, więc podawanie przez niego desek jest niezapomnianym przeżyciem.
- Dziadek chce się czuć potrzebny.- wyjaśniłam Dużemu cierpliwie- Chce ci pomóc, bo jakby nic nie robił to by się czuł niepotrzebny.Rozumiesz?
Wzruszył ramionami:
- Ja tam mogę się chętnie czuć niepotrzebny i to cały dzień, nie wiem w czym problem?
No więc Duży z dziadkiem piłowali (dziadek podawał, a Duży czuł się potrzebny), a myśmy ruszyli w te wiśnie.
Niezapomniany widok, te łydeczki buszujące wśród liści. Drabinę opanowalismy trójstopniowo: ja szczycie ja, w środku Średni, na dole Mały. Leźli na tę drabinę z uporem maniaka, mimo,że wokół było pełno zachęcających,nisko dostępnych wiśni. Ja siadłam na daszek letniej kuchni, na którym wyłożyły się gałęzie i naturalnie siadłam dżinsami na wiśnię, dżinsy się teraz moczą w vanishu. Nazrywaliśmy całe 10 kg wiaderko i w triumfie pojechalismy do domu na drylowanie.
Duży nadal z dziadkiem czuli się potrzebni i piłowali.
Usiedlismy w trawę drylować.
Teściowa dała mi takie ustrojstwo do drylowania, które wzbudziło zachwyt dzieciaków, bo nie dość,że drylowało po jednej wiśni, to jeszcze trzeba było tę wiśnię umieścić w jednej tylko pozycji, dziurka po ogonku do góry,w każdej innej pestka nie wyskakiwała.Poza tym po wydrylowaniu wiśnia nadziewała się na sprężynę. W takim tempie to drylowałabym do Wielkanocy następnej, więc przeszłam na tradycyjne, ręczne metody, a ustrojstwo do drylowania dałam dzieciakom. Jak wyglądały po rozlicznych eksperymentach, wyobraźcie sobie.
Teraz wiśnie wydrylowane, zasypane cukrem, dzisiaj jedziemy po następne wiaderko.
O czym opiszę.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz