środa, 29 września 2010

W żółtych płomieniach liści

Nadejszła wiekopomna chwila i trzeba było wykopać warzywa z ogrodu. Samemu nudno i długo, dzionek byl sloneczny, to zmontowaliśmy brygadę rodzinna i wyruszyliśmy na ogrody. Ogrody są wielkie, długaśne, po sąsiedzku wykopywali sąsiedzi, cieplutko bylo, a dzieciaki miały frajdę...no, może poza Średnim, który sceptycznie przyjmował nasze zachwyty nad rolą wspólnoty rodzinnej w wykopywaniu marchwi.

- Pamiętaj, jak rodzina w zgodzie działa, to dojdzie do czegoś.- uczył Średniaka Mąż- Zgoda wszystko buduje, niezgoda rujnuje!
- Nie wszystko.- Średni był nieubłagany i zasępiony- Dróg nie wybuduje....

Uśmieliśmy się z niego, po podłapał niedawną rozmowę w samochodzie na temat autostrad i dróg w naszym pieknym kraju..
No, ale tak to kopaliśmy, popatrzcie.


Tu część naszej brygady...



Tu działali sąsiedzi...


Przerwa na jabłka. Bardzo pyszne.



Średni usadawia się, aby obcinać nać z marchwi. Sprawdzał 3 stołki, który wygodniejszy...

A tutaj Kalina Koszykarka.


I nasze łupy, czyli owoc długiej pracy: od siania wiosną, po letnie pielenie i w końcu wrześniowe wykopki...







Pięknie było. A zapytacie- gdzie jest Duży? Duży miał inną robotę. Rąbał drzewo. Przed zimą trzeba było pociąć, porąbać i ziweźć suchą brzozę, to działka naszego silnego faceta.



Oj..lekko nie było... :)


No a po robocie wracaliśmy do domu obok naszego lasu. Nie mogłam się oprzeć,żeby nie sfotografować cudowności; kolory jak z piosenki Łucji Prus i Skaldów. W żółtych płomieniach liści...brzoza dopala się ślicznie.



A w lesie były rydze....


No to na deser piosenka Leszka Długosza, o dniu w kolorze śliwkowym.

http://www.youtube.com/watch?v=QWyycFrrWcU&feature=related

1 komentarz: