Brzozy zrobiły zmasowany atak liściowy na trawnik, a dąb- na taras. Wstajemy rano w lisciach. Mamy plantacje liści, baśniowe, jak z lasu Lothlorien. :) A w ogóle to dzisiaj, przy okazji słonecznej niedzieli poszliśmy śledzić jesień, z Małym, Mężem i Panem Kotem.
Trzeba było zatrzymywać się co krok, żeby dokładnie obejrzeć wszystkie piękności wrześniowe. Onętki i róże, najpierw.
Mały obwąchał onętki, kot też, więc "w las ruszyli Litwini."
Mamy ten las zaraz za siatką, sami go sadziliśmy, z dumą odkryliśmy pierwsze maślaki i muchomory! Drzewa już wyższe od nas, kot wziął las w posiadanie, wszystkie zapachy, trawy i tęsknoty leśne. Prowadził nas jak wytrawny traper, my za nim...
Jak się wsunęło nos w trawę, to się znalazła gąsienica i zaba:) Mały był zachwycony, Kot też:)
Wracamy, Panie Kocie!
Fotografowałam kolory. Nie mogę się nadziwić jesiennej harmonii odcieni, wszystko idealnie pasuje, te rembrandtowskie, caravaggiowe brązy, zielenie, rudości, mroki, nasycone aksamity i plusze mchu, cudowne.
W ogrodzie też mnóstwo do zobaczenia. Uwielbiam cynkowane wiadra, a juz jesienią szczególnie, jak się chmury w nich przeglądają bokiem, jak nadąsane madamy...
Pan Kot znowu znalazł miejsce do włażenia.
Ostatnie hortensje, w ostatnim sennym kontredansie...
Na przekór wrześniowi zakwitł rozmaryn.
Bylice posiwiały, jesienne staruszki...i wrzos panoszy się, król września, udzielny władca sennego królestwa.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz