niedziela, 31 stycznia 2010

Carskie pokoje, zima i trochę kota

Przybyli do nas mili goście, to się wybraliśmy z nimi do Białowieży.
Wieczorem.
Połaziliśmy po nocnym parku, a potem odwiedziliśmy coś urokliwego- Carską Restaurację.






To odrestaurowany dworzec kolejowy w Białowieży, w zabytkowych wnętrzach można zapomnieć, że się jest w XXI wieku.



Pamiętam, jak latem mieli tam bukiety z polnych kwiatów w wielkich, cynowych wazach. Teraz rośnie w nich śnieg. Sprawdziłam głębokość, nawet sporo.



W parku, nocnym i pełnym śmiechów, ludzie zjeżdżali na sankach. Połazilismy przy dworku gubernatora, przy bramie, cerkwi, na moście.
Wszędzie lampiony, turyści, nawet sanie były.
Zjedliśmy niebywale pyszne lody z sosem borówkowym i wróciliśmy przez nocną, ośnieżoną puszczę do ciepłego domku.
A tam..kocia ekstaza.



Kot przed kominkiem wyłożył się w fotelu, korzystając, że państwa nie było.
Piecuch okrutny, no.
Sami popatrzcie.



No, co mnie budzicie?

czwartek, 28 stycznia 2010

Dzieciaki i zima.

Dzieci to dociekliwe istotki.
Nie tylko badają głębokość śniegu w każdym dostępnym miejscu na podwórzu, ale i badają samą treść śniegu, jego śniegowatość- smak, bawę, zapach.
Ciągle chcą na dwór i nie zniechęca ich mróz. Policzki mają jak wiśnie, kiedy wracają, a kaloryfery obwieszone są wszelakim mokrym owocem w postaci rękawiczek, szalików, czapek. Buty schną przy kominku.
Ostatnio kot wybiegł z nimi w śnieg i zniknął- zapadł się w puchu, tylko ogon jak peryskop sterczał.
W sumie jest tu fajna gromadka na podwórku, wliczając dzieci sąsiadów.
Wszędzie ich pełno.
Zjeżdżają na sankach, buduja igloo, kuligi robią z psami z całej okolicy , a ja patrzę za nimi z okna kuchni i szykuję gorące omlety:)



piątek, 22 stycznia 2010

Koncert

Wczoraj mieliśmy z przyjaciółmi koncert w Książnicy Podlskiej, z okazji wydania pewnej antologii.
Ciepła atmosfera, stare księgi, skrzypce...
Kilka zdjęć, żeby nie zapomnieć.
Był taki siarczysty mróz!
Prowadził spotkanie pan Jan Leończuk, jeden z najlepszych ludzi, jakich znam:) Wielki ciałem i duchem.







Fragment wiersza pana Jana

Za Łubnikami droga zasapana, po pachy w piasku.
Duszne lato rozpoczyna w dzieży chleb urodzajny.
Kiedyś opowiadano o czartach i łamanych osiach.
I księżyc ponoć śmiał się złowieszczo,
mrukliwy teraz jak baba po północku


 To my


 ja, Irek, Agnieszka


Było pięknie:)

wtorek, 19 stycznia 2010

Bardzo zdolne kury pieczątkowe

Mały zapragnął robić kruche ciastka i nie ma zmiłuj się, o 20 godzinie zagniatam kruche. Na stole ustawiłam ingrediencje, między innymi sklepowe jajka, bo babowych, wioskowych zabrakło.
Ja zagniatam, mały w skupieniu ogląda jajka.

- A jak kury robią te numerki  na skorupkach?- pyta w końcu, marszcząc brwi z namysłem.- Gdzie one mają te pieczątki?W środku?

Obstupuit matka.
- To nie kury, to ludzie pieczątkują jajka.- wyjąkałam tylko i wybiegłam, wyjąc ze śmiechu, bom sobie taka kurę pieczątkową wyobraziła, z pieczątką pod kuprem......


Malutki, brawo za cudowne, odświeżające źródło śmiechu!


niedziela, 10 stycznia 2010

Jej Wysokość Zima

Rozsiadło się na tronie to białe babsko i nie zamierza iść.
Napadało tak, że z garażu nie wyjechać. Jako, że mieszkamy przy małej uliczce (ostatni dom ) to pług snieżny obraża się na nas i rzadko zagląda. Łopatą nawet i nasz domowy siłacz Duży nie da rady.
No to siedzimy w domu.



To uczęszczana droga krajowa, którą proóbowaliśmy jechać.
Zima jest, a gdzie drogowcy? Zagadka wszechświata.






To parę widoków jeszcze z wczoraj, kiedy udało nam się wyjechać do B. po owoce, na giełdę rolną.
A na deser same kupione owoce.



Powinniśmy zjeść to w tydzień...na soki, sałatki i ogólne podjadanie.




Wegetarianizn szaleje u nas na całego, kupiłam kolorowych soczewic, kasz, warzyw, rano Filip mi shake'a zrobił z gruszek, selera i bananów. Mniam :)A to my na tle tygodniowego jadłospisu.





A jutro piekę chleb z mąki orkiszowej! Wrzucę jeszcze zdjęcia z knajpki vege w Warszawie.



Teraz nasze podwórko:






 Kiedyś rosły tu zioła na ogródku skalny, a teraz rośnie tu śnieg.

A, te szklane ustrojstwa, niby-akwaria to patent Filipa na przechowywanie owoców w kuchni. Lubi na nie patrzeć, to mu pobudza apetyt. Więc nabyliśmy akwaria i szklarz zdziwił się, że na owoce nie na rybki.
No, ale ładnie wyglądają w nich winogronka i morele....




Nasz domek otulony śniegiem.
A na koniec Duży kamuflujący się na tle tapety.



Ale nawrzucała fotek :) Nie gniewać się :)